Nie ma to jak na urlopie ustawić sobie budzik na 3:00 rano. Czy warto było? Sami oceńcie.

Jako bazę wypadową wybraliśmy Agroturystykę u Ptaka w Miłkowie. Równo o 3:45 zaparkowałem samochód na parkingu przy Muzeum Zabawek w Karpaczu. O tej godzinie nie miałem problemu z znalezieniem miejsca parkingowego. Przez Karpacz prowadziły mnie trzy szlaki: żółty, zielony i czarny. Po około 20 minutach opuszcza nas szlak żółty, a po kolejnych 5 szlak zielony. Nadszedł czas na zaświecenie latarek i wejście w las. Podczas gdy wokoło panuje mrok i oczy nie za wiele mają do roboty, wyostrzają się pozostałe zmysły, a w szczególności słuch. Każdy szelest brzmiał jak rozpędzony pociąg. Tak minęła godzina, podczas której badałem każde drzewo wypatrując kolejnych szlaków.

Zaczęło świtać i ukazała się tabliczka, informująca o tym, ze wkraczam do Karkonoskiego Parku Narodowego. Przeszedłem drewnianą kładkę i wspinając się stromą ścieżką dotarłem do Sowiej przełęczy. Było już jasno pomimo, że słonko się jeszcze nie ukazało. W tym miejscu czarny szlak się kończył. Udałem się dalej szlakami: czerwonym i niebieskim. Minąłem schronisko Jelonka i moim oczom po raz pierwszy tego dnia ukazało się słońce. Niestety zdjęcia nie są w stanie oddać nawet w połowie tego obrazu, który mi się ukazał, pomimo że się starałem.

Ruszyłem dalej w kierunku Śnieżki. Na sam szczyt doprowadził mnie szlak czerwony. Po drodze spotkałem nie więcej niż dziesięciu turystów zza naszej południowej granicy. Dlatego oglądając zdjęcia innych Sudetomaniaków czułem się jakbym wygrał los na loterii. Na szczycie zameldowałem się tuż przed godziną 7:00.

Do schroniska Dom Śląski doprowadził mnie nadal czerwony szlak – Główny Szlak Sudecki. Następnie zamieniłem go na inny czerwony szlak, który prowadzi do Karpacza. Doszedłem nim do Schroniska nad Łomniczką. Po drodze minąłem Symboliczny Cmentarzyk Ofiar Gór. W ostatnim etapie wycieczki towarzyszył mi szlak żółty. Na trasie zaczęło pojawiać się coraz więcej turystów, ale mi to już nie przeszkadzało.