15050195_701543403331954_900905866_n-pngZimno i pada…. Tak oto wyglądało wiele ostatnich dni. Jednak pewien pogodny piątek zaskoczył bardzo pozytywnie. Jest okienko. Gdzie jechać? Niech będą Gorce. Nigdy tam nie byłem, a przecież tyle słyszałem pozytywnych opinii. Po upatrzeniu sobie miejsca parkingowego na Przełęczy Knurowskiej (1) i zebraniu się nadeszła pora, by w końcu wyruszyć na czerwony szlak. Nieśpiesznie acz do przodu. Na przełęczy lekko posypał śnieg. Zimnawo, słonecznie, rześko i samotnie. Idealnie. Podążając przed siebie cieszyłem zmysły gorczańskim widokiem i świeżym powietrzem. Tak minąłem Halę Młyńską, Kiczorę po czym kontynuowałem wędrówkę w kierunku Schroniska Pod Turbaczem (2). Śniegu jakby przybyło i zrobiło się zimniej.

W schronisku po posileniu się przyszła pora na powrót tą samą drogą aż do skrzyżowania szlaków między powrotem na Kiczorę, a zielonym na Jaworzynę. Wybrałem ten drugi. Szlak całkowicie pusty i przysypany. Na Jaworzynie Kamienickiej (3) w pobliżu Bulandowej Kapliczki śnieg już sięgał za kostki. Stamtąd to rozpościerał się piękny i majestatyczny widok na ozłocone lasy i wieżę widokową na Gorcu.

Mnie jednak nagliło udać się na miejsce katastrofy bombowca Liberator (4), a w tym celu po przejściu może kilometra zielonym szlakiem musiałem przeciąć szlak na dziko. Było dość stromo, śnieg sięgał kolan, a zwalone drzewa skutecznie utrudniały przejście. Na miejscu katastrofy nie zostałem jednak długo, gdyż słońce chyliło się ku zachodowi. A przecież o zachodzie chciałem być na wieży na Magurkach (5). Dlatego żwawym krokiem tam ruszyłem. Stamtąd to rozpościerał się niesamowity widok. Każda strona pieczołowicie opisana odnośnie widocznych szczytów, a ja podziwiałem zachód słońca, który rozlewał się po całym niebie.

Po zejściu nadszedł czas na znalezienie drogi powrotnej. Tuż pod wieżą jest nowa ścieżka edukacyjna nazwana „Śladami Wołochów”. Wtedy była zasypana, a żadne ślady nie wskazywały na jej użycie. Ruszyłem nią do Kurnytowej Koliby (6). Najstarszej chaty w Gorcach, która nie jest obiektem sakralnym. Niegdyś działał z niej legendarny major „Ogień”. Niestety było już ciemno,a czas naglił. Wobec tego wartko ruszyłem zmęczony, zmarznięty,mokry ale zadowolony prosto do Przełęczy Knurowskiej…a to było jeszcze tyle kilometrów…